Flip Springer powraca z kolejnym znakomitym reportażem. Architektoniczne ikony okresu PRL-u: Stadion Dziesięciolecia, katowicki Spodek, poznański Okrąglak, dworce i osiedla kiedyś zadziwiały – dziś już tylko straszą. Burzyć czy zostawiać? Udawać, że się nie widzi, czy wręcz przeciwnie – zacząć się nimi zachwycać?
Filip Springer jest młodym reporterem i fotografem, który zapracował sobie na przychylne oceny krytyków i czytelników książką „Miedzianka. Historia znikania” (2011). W tamtej książce Springer próbował dociec, jakim cudem małe miasteczko położone nieopodal Jeleniej Góry zniknęło z powierzchni ziemi. Tym razem, reporter skupia się na tym, co dotyka dziś niemal każdego z nas – na „ohydnej” architekturze modernistycznej.
W swojej najnowszej książce, „Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL-u”, Springer pochyla się nad niechcianymi budynkami, które miały nieszczęście powstać w tytułowym okresie. Nie robi tego jednak z litości. Okazuje budowlom pewną miłość, bynajmniej nie bezgraniczną, i przede wszystkim zrozumienie. Ta książka jest próbą usprawiedliwienia bytności architektonicznych maszkar. Springer sam starał się zrozumieć tę architekturę. Udało mu się, więc teraz pozostaliśmy już tylko my – laicy, którzy codziennie w drodze do pracy mijają betonowe molochy i zadają sobie pytanie: Dlaczego TO jeszcze tu stoi?
Springer w swojej książce tłumaczy, że nie trzeba się bać tej architektury, a nawet można ją zaakceptować. Dociera do jej genezy, odpowiada na pytanie: jak to możliwe, że te budynki powstały? Kto za tym stoi i jaki miał w tym cel? Czy warto je pozostawić czy może lepiej od razu wyburzyć, by przestały straszyć? Ujawnia tajemnice, jakie kryły betonowe pomniki smutnej przeszłości – aż do teraz.
Autor „Źle urodzonych…” zabiera nas do fascynującego świata twórców i ich dzieł. Poznamy sylwetki m.in. Zofii i Oskara Hansenów, Henryka Buszki, Aleksandra Franty czy Mieczysława Króla. Poznamy ich motywacje, które dzięki Springerowi uda nam się również zrozumieć. Dowiemy się, że straszące dziś budynki niekoniecznie odzwierciedlały zamysły i projekty architektów tamtego okresu. Co więc poszło nie tak?
Springer potrafi przykuć uwagę czytelnika i podtrzymać ją. Operuje przyjemnym, niebanalnym językiem i nawet najnudniejsze historie opisuje interesująco. Ma ogromny dar zjednywania sobie odbiorców. Historie opowiada lekkim, trochę żartobliwym tonem, dzięki czemu od tej książki naprawdę trudno się oderwać.
A do tego, to jest zdecydowanie najpiękniej wydana książka, jaką miałam kiedykolwiek w rękach! Zaprojektowaną ją chyba w ramach przekory, by podkreślić dychotomię, jaka panuje między tymi przypadkowymi, budowlami, które dziś straszą, a małym literackim dziełem sztuki. Znakomite dopełnienie wciągających opowieści stanowią piękne zdjęcia, wśród których znalazły się zarówno fotografie archiwalne, jak i zdjęcia wykonane przez autora – ukazujące współczesną kondycję „niegdysiejszych ikon nowoczesności”.
PS. Kochani, przepraszam za zwłokę! Wiem, że wielu z Was czekało już dość długo na tę recenzję, ale ja wciąż nie mogłam znaleźć wystarczająco dużo wolnego czasu, by przeczytać „Źle urodzone” w należytym spokoju. Ale oto jest. Jak Wam się podoba? Może być? :) Przeczytacie książkę? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz