Słówko na dziś to "choroba Leśniowskiego-Crohna".
Wygląda na to, że nigdy nie skończę pisać pracy magisterskiej. To znaczy, okazało się, że ta już ukończona jest na tyle dobra językowo, i na tyle - moim zdaniem - zła merytorycznie zarazem, że MUSZĘ ją podreperować, i posłać w świat, gdzieś, gdziekolwiek, tak aby móc wpisać sobie do CV słowo PUBLIKACJA. To znaczy, że od dziś rozpoczynam żmudne poszukiwania opiekuna merytorycznego oraz rozpoczynam wystosowywanie błagalnych maili z prośbą o uzyskanie prawa do rozpowszechniania zdjęć. (Zdjęcia, które umieściłam w pracy, rozkosznie łamią prawa autorskie, na co mogłam sobie pozwolić, licząc na to, że moją pracę przeczytają dwie osoby, a korzyści majątkowe uzyskam tylko od pana ze skupu makulatury.)
Mój Pan od Antropologii Kultury (nie, to nie jest wariacja na temat Herberta) będzie zachwycony. Chyba, że każdej swojej studentce mówi basem-barytonem: wydajmy coś razem.
No i wciąż czekam na słowo od krytyka literackiego (takiego prawdziwego!), odnośnie pierwszego rozdziału mojej książki. Napisał, że, pani Agato, że w tym tygodniu. Czekam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz